Bieg Górski Nawoja – powitanie/pożegnanie z zawodami

W nawiązaniu do poprzednich postów historycznych „jak było kiedyś”, płynnie przejdę do tego „jak jest dziś”. Bieg Górski Nawoja to moje pierwsze zawody od dawien dawna. Powód był prosty – od 7 grudnia do 8 marca ilość dni, podczas których wyszedłem biegać można wymienić na palcach jednej (no dobra dwóch) ręki/rąk. Nie należy skupiać się jednak zbytnio na tym co było wtedy, ważne że teraz zdrowie dopisuje! Jakkolwiek, to preludium było potrzebne do rozjaśnienia sytuacji (dla tych co zatrzymali się na średnio-słabej formie Cycerona z jesieni). Więc tak: z początkiem marca śmiało można było powiedzieć – osiągnąłem kolejne sportowe dno dna : P

Do biegu podszedłem jednak z pozytywnym nastawieniem – przede wszystkim chciałem dać z siebie wszystko i co za tym idzie dobrze się bawić. Przyszło nam przecież zmagać z jakże lubianą trasą w Nawojowej Górze. (przy okazji mały rekonesans przed jesiennymi MP)

Ruszyłem spokojnie, „na rozeznanie”. W trakcie pierwszej prostej minąłem Grześka kamerzystę (relacja – tutaj) i kontynuowałem delikatne przyspieszanie (pamiętając o tym, że jestem słaby i na zbytnie harce nie mogę sobie pozwolić). Na podbiegu za skałką udało się „urwać” Błażejowi, który chwilę później postanowił zapewnić mi towarzystwo aż do mety. Dużo młodszy kolega z Górzanki „doszedł” mnie na płaskim odcinku i w dalszej części trasy już cały czas czułem na plecach jego oddech.

Ostatni kilometr to walka o dogonienie pana Opryszka (udana) i Mateusza Żesławskiego* (nieudana) oraz o wygranie walki „ramię w ramię” z Błażejem. Zdaniem spikera (jego tata : D) i pomiaru czasu, zawodnik Górzanki był szybszy. A Wy, jak oceniacie? Poniżej foto finisz:

Dobra mogę przyznać – tym razem był lepszy!

wyniki – tutaj

Czas na kilka wniosków po biegu:
czas – daleki od czegokolwiek, ale nie tak zły jak się popatrzy na to czego można było się spodziewać po takich 3 miesiącach
cel – został w pełni zrealizowany. Co poniektórzy mogą pomyśleć, że takie tętno w takim wieku powinno oznaczać natychmiastową reanimację. Nie powiem – łatwo nie było! Ale o to tym razem chodziło!
taktyka – zrealizowana niemal idealnie (początek spokojny, do końca „nie brakło”)

Dziś od opisanego powyżej wydarzenia minął już ponad miesiąc – czas dla nas pod wieloma względami ekstremalny. Z radością mogę jednak napisać, że u Pana Cycerona zdrowie dopisuje. W związku z powyższym (dla zachowania zdrowia psychicznego) aktywność fizyczna znów stanowi istotny element jego życia. Dzięki regularnym ćwiczeniom sprawność rośnie, a i waga chyba spada. Aż szkoda, że powitanie z zawodami było jednocześnie pożegnaniem z nimi! Ciężko powiedzieć kiedy znów spotkamy się na jakichś wspólnych biegach. Warto więc doceniać to co w naszym życiu pozytywne, a Bieg Górski Nawoja z pewnością był takim właśnie pozytywnym akcentem. Dziś doceniam go podwójnie! Podziękowania dla organizatorów za super zabawę!

Drodzy czytelnicy, dużo zdrowia na Święta! I jakkolwiek zabrzmi to trywialnie – mam nadzieję do zobaczenia… wkrótce!

*Brawo Panowie (Mateusz i Janek) – progres tej zimy na pewno zauważalny, choćby po wynikach biegu w Nawojowej.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *